Gimnazjum im. Kazimierza Wielkiego we Lwowie
W międzywojennym Lwowie funkcjonowało dwanaście gimnazjów męskich, za najlepsze uchodziło jednak VIII Państwowe Gimnazjum im. Króla Kazimierza Wielkiego. W „ósmej budzie” uczyła się młodzież – jak mówili Szczepcio i Tońcio w popularnej audycji Polskiego Radia Lwów, Wesołej Lwowskiej Fali – „lepszego towarzystwa”, czyli synowie lwowskiej inteligencji, wyższych oficerów i naukowców. Należał do nich m.in. Zbigniew Herbert. Swoje wspomnienia z lat gimnazjalnych zawarł w szkicu „Lekcja łaciny”. Wielu z absolwentów „ósmej budy” po drugiej wojnie światowej tworzyło intelektualną elitę kraju.
„Ósma buda” we Lwowie
Gimnazjum im. Kazimierza Wielkiego miało profil matematyczno-przyrodniczy. Początkowo mieściło się w budynku przy ul. Czarnieckiego (ob. ul. Wynnyczenki). W 1927 r. zostało przeniesione do nowo wybudowanego gmachu przy ul. Dwernickiego (ob. ul. Swiencickiego) na Zofiówce. Projekt wykonał Czesław Thullie (1888–1976), architekt lwowski i profesor sztuki dekoracyjnej w Szkole Przemysłu Artystycznego, projektant m.in. gimnazjum w Chodorowie, jednej ze szkół powszechnych we Lwowie oraz nagrobków na Cmentarzu Łyczakowskim. Thullie zajmował się naukowo historią architektury, był autorem prac na temat pomników polskiego budownictwa, szkicował też widoki polskich miast i zabytków.
Gmach gimnazjum jako przykład tendencji międzywojennych
Pod względem architektonicznym budynek lwowskiej „ósemki” jest typowym przykładem gmachu gimnazjalnego z lat dwudziestych XX w. Ośmioklasowe gimnazja były zwykle obiektami pokaźnych rozmiarów, a pod względem formy należały do nurtu klasycyzującego, często uproszczonego i pozbawionego dekoracyjnego detalu, zawsze jednak monumentalnego. Często wprowadzanym elementem był środkowy ryzalit, zwieńczony tympanonem. Program funkcjonalny obejmował osiem lub więcej izb szkolnych, w zależności od liczby oddziałów, pokój nauczycielski, salę gimnastyczną i pomieszczenia administracyjne (gabinet kierownika, kancelarię itp.), ponadto pracownie specjalistyczne do nauczania przedmiotów przyrodniczych i ścisłych, pracownie zajęć praktycznych ze składami materiałów, salę muzyczną, salę rysunku, pomieszczenia do przechowywania zbiorów i pomocy naukowych, aulę, bibliotekę z czytelnią, niekiedy nawet muzeum.
Ówczesną tendencją było umieszczanie w centralnej partii budynku pomieszczeń reprezentacyjnych: auli, biblioteki, pokojów nauczycielskich typu sale posiedzeń lub duże pracownie. Salę gimnastyczną, z uwagi na inne wymagania co do wysokości, planowano najczęściej w postaci wydzielonego aneksu lub – częściej – wyraźnie wyodrębnionego skrzydła na rzucie prostokąta, w tylnej lub bocznej części głównego gmachu. Często występującym elementem sali gimnastycznej i niejako znakiem rozpoznawczym tej części szkoły były wysokie, zamknięte półkoliście okna, stosowane w celu maksymalnego doświetlenia wnętrza. Wprowadzana nieraz dodatkowa funkcja auli czy teatru powodowała, że wnętrze bywało wyposażane w scenę z pomieszczeniami towarzyszącymi i chór lub galerię.
Po zajęciu Lwowa przez Sowietów w budynku zorganizowano rosyjską szkołę średnią. Obecnie w dawnej „ósemce” mieści się Ukraiński Uniwersytet Katolicki.
Wspomnienie Adama Trojanowskiego
Nasz budynek gimnazjalny zbudowano na przełomie lat 20. i 30. tego wieku [XX w.], miał wobec tego mniej lat, niż ja ich miałem. Znajdował się po lewej stronie ul. Dwernickiego i miał klasyczny kształt dwuskrzydłowy ze środkową częścią, przeznaczoną m.in. na wejście główne oraz wspaniałą wytworną klatkę schodową. Z tyłu było wzorowe boisko sportowe. W przybudówce po prawej stronie znajdowała się sala gimnastyczna, a w jej głębi scena, na której stał ołtarz, montowany i wysuwany do przodu na obowiązkowe niedzielne msze św. Sama scena była okresowo wykorzystywana do celów kulturalnych, czyli aranżacji związanych ze świętami państwowymi, występów zespołowych, recytacji uczniowskich itp. Tam też znajdowała się duża pracownia chemiczna, gdzie prof. Turkiewicz eksponował przeróżne reakcje, z których najbardziej interesowały nas te z chloranem potasu oraz sodem i potasem metalicznym, przechowywanym w butlach wypełnionych naftą. Czasem dochodziło – ku naszej radości – do wybuchów, o czym świadczyły wyraźnie plamy na suficie.
W części środkowej znajdowała się rezydencja prof. Halaunbrennera, wypełniona masą przyrządów fizycznych ze wszystkich dziedzin tej nauki. Jakiś przyrząd był nawet zamocowany do sufitu i zwisał aż do samej podłogi. Wyróżniały się tam przeróżne maszyny elektrostatyczne, silniki elektryczne oraz aparat do demonstrowania pomiaru prędkości pocisku z broni palnej.
W klatce schodowej były ustawione dużych rozmiarów gipsowe kopie rzeźb antycznych, co czyniło schody szczególnie dostojnymi. Przy wejściu do budynku stały z obu stron duże rzeźby z kamienia lub gipsu, a to z prawej strony króla Kazimierza Wielkiego, z lewej zaś królowej Jadwigi. Były koloru białego, z wyjątkiem buta króla Kazimierza, który każdy uczeń wchodzący do szkoły dotykał, co miało przynieść szczęście. Patrząc od zewnątrz, od strony ulicy, w prawym skrzydle znajdowały się pracownie zajęć praktycznych, a mianowicie do obróbki drewna i metalu oraz do budowy prostszych urządzeń mechaniczno-elektrycznych. W lewym skrzydle znajdował się na parterze sekretariat gimnazjum, pokój dyrektora oraz sala konferencyjna. Były tam chyba także jakieś klasy.
Całe pierwsze piętro w obu skrzydłach było zajęte na klasy. Część środkową zajmował gabinet geograficzny, czyli królestwo prof. Dręgiewicza, pełne map i plansz, zgromadzonych nawet na drewnianej nadbudówce. Całkiem z lewej strony urządzony był natomiast gabinet rysunkowy, w którym rezydował prof. Pieniążek, znany przed wojną artysta malarz, zajmujący się strojami ludowymi Podhala, a przez nas haniebnie męczony głupimi dokuczliwościami. Było tam pełno przeróżnego sprzętu, służącego jako modele do rysowania.
Na drugim piętrze mieściły się przede wszystkim gabinety, a więc w lewym skrzydle gabinet, w którym działał dr Stroński. Było tam pełno przeróżnych wypchanych zwierząt, tablic poglądowych, a przede wszystkim klatki i akwaria z żywymi zwierzątkami. Mnie pozostały najlepiej w pamięci te akwaria, w których pływały dość obrzydliwe salamandropodobne, czarne aksolotle z dużymi łbami. Rzekomo mają one taką własność, że odrastają im utracone odnóża. Tak się przynajmniej o nich wtedy mówiło. (Adam Trojanowski, Refleksja na sześćdziesięciolecie, „Cracovia Leopolis” 2000, nr 4).
Michał Pszczółkowski